Walentynkowy poranek rozpoczął się jak na sobotę zbyt wcześnie (7.30), ale nasze dzieci nie znają się jeszcze na zegarku :)
Jednak nie ma tego złego: dzięki porannej pobudce jeszcze przed południem wylądowaliśmy w miejscu rzadko odwiedzanym zimą (a szkoda!) - w Oliwskim ZOO.
Co prawda wiedzieliśmy o planowanych "Walentynkach w ZOO", ale postanowiliśmy walentynkować się we własnym rodzinnym gronie i na własną rękę. Mimo temperatury ok. 0 st. humory dopisywały, bo słonko radośnie zerkało na nas spoza chmurek :)
A kogo spotkaliśmy? Słonie, foki (pływające do góry brzuchem), żyrafy, które wespół z surykatkami grzały się w "żyrafiarni", lwy wylegujące się na słońcu, zabawne pingwiny, włochate kucyki, spragnione strusie i innych mieszkańców czekających z utęsknieniem na wiosnę, zieloną trawkę na wybiegach i temperatury powyżej zera.
Jednak nie ma tego złego: dzięki porannej pobudce jeszcze przed południem wylądowaliśmy w miejscu rzadko odwiedzanym zimą (a szkoda!) - w Oliwskim ZOO.
Co prawda wiedzieliśmy o planowanych "Walentynkach w ZOO", ale postanowiliśmy walentynkować się we własnym rodzinnym gronie i na własną rękę. Mimo temperatury ok. 0 st. humory dopisywały, bo słonko radośnie zerkało na nas spoza chmurek :)
A kogo spotkaliśmy? Słonie, foki (pływające do góry brzuchem), żyrafy, które wespół z surykatkami grzały się w "żyrafiarni", lwy wylegujące się na słońcu, zabawne pingwiny, włochate kucyki, spragnione strusie i innych mieszkańców czekających z utęsknieniem na wiosnę, zieloną trawkę na wybiegach i temperatury powyżej zera.
Po spacerze wśród dzikiej zwierzyny dopadł nas dziki głód, a będąc w Oliwie postanowiliśmy wpaść do bardzo przez nas lubianej (w czasach "kawalerskich") Pizzerii Margherita. I choć pizza nadal jest jedną z najlepszych w Trójmieście (wypiekana w piecu drzewnym), to niestety miejsce to nie jest PRO-dzieciowe. |
Pod względem menu, choć brak tu czegoś dedykowanego specjalnie dla najmłodszych, zapewne większość rodziców przyzna, że na słowo "pizza" małe buzie rozświetlają się w promiennym uśmiechu :)
Ale niestety: brak przewijaka, brak atrakcji dla znudzonych czekaniem na pokarm maluchów, tylko jedno wysokie krzesełko (zresztą nie pierwszej czystości) :(
Ale niestety: brak przewijaka, brak atrakcji dla znudzonych czekaniem na pokarm maluchów, tylko jedno wysokie krzesełko (zresztą nie pierwszej czystości) :(
Naszą rodzinną walentynkową wyprawę zakończyliśmy nietypowo - u "cioci Żanetki", czyli u fryzjera. I choć nie jest to miejsce do którego idzie się z nudów, ale kiedy fryzury nieubłaganie zaczynają przypominać ptasie gniazda - pora wybrać się do fryzjera właśnie :) A u Cioci Żanetki - jak zawsze SPOKO (jak mawia Berenika, od kiedy w przedszkolu przyjaźni się z Olcią-Fasolcią :) Przemiła obsługa, kącik z zabawkami, kredkami, kolorowankami i klockami. Do tego dziecięcy stolik i siostry: Żaneta i Bożena, które są otwarte na wszelkie dzieciowe pomysły. |
Tym sposobem już o 15 byliśmy w domu pełni wrażeń, najedzeni i wszyscy z nowymi fryzurami :)
Mama i Tata mogli zacząć szykować się na walentynkowy wieczór w bardziej kameralnym gronie, bo kochana Ciocia Monika z kochanym Wujkiem Jacobsem postanowili zrobić nam niespodziankę i w walentynkowy wieczór zabawić się w babysitter'ów. I choć to ich ostatnie Walentynki przed zostaniem po raz pierwszy rodzicami, zgodnie postanowiliśmy nie protestować i przystać na ich szlachetną propozycję :)
Mama i Tata mogli zacząć szykować się na walentynkowy wieczór w bardziej kameralnym gronie, bo kochana Ciocia Monika z kochanym Wujkiem Jacobsem postanowili zrobić nam niespodziankę i w walentynkowy wieczór zabawić się w babysitter'ów. I choć to ich ostatnie Walentynki przed zostaniem po raz pierwszy rodzicami, zgodnie postanowiliśmy nie protestować i przystać na ich szlachetną propozycję :)