No pozmieniało się, nie powiem...
Konsulat Generalny RP w Manchester z początkiem roku zmienił siedzibę. Konsul (którego poznałam kilka miesięcy temu) mówił, że będzie wypas. No i jest...wypas.
Biurowiec "Manchester One" przy Portland Street. Przed budynkiem dumnie powiewa polska flaga. Osobne wejście do Konsulatu. Przed nim słychać sakramentalne polskie "kurwa". Czyli - trafiliśmy.
Przy wejściu stoi dwóch rosłych (a jak!) panów. Obaj w tanich garniturach, z ogolonymi głowami, skórą na karku przypominającą fałdy rasowego mastifa neapolitańskiego. Na nogach czarne, wydeptane 'adki'. Choć przyznaję: pełna kultura.
Podajemy druk z terminem umówienia (tak, tak, dziś w konsulacie umawiamy się przez e-konsulat, choć wniosek paszportowy jest nie do ściągnięcia przez Internet i trzeba po niego przyjść osobiście...). Jest godzina 12.10. My w pełnym składzie. Nawet Wiki w "galowym" stroju.
Jeden z szanownych "bodygardów" informuje nas, że jesteśmy za wcześnie (wizyta umówiona na... 12.48 (!)), i że możemy pójść sobie na kawkę gdziekolwiek bądź i wrócić. Udaje nam się jednak przekonać, że miesięczna Wiktoria kawy nie pija. Zostajemy wpuszczeni w ramach wyjątku. (Dziękujemy!)
W środku mała Polska. W sumie miłe odczucia. Jest nawet pokój do zabaw dla dzieci.
A właśnie! W tym pokoju niegdyś były kredki, o czym świadczą dziecięce graffiti na śnieżno-białych ścianach. Graffiti niedokończone. Kredek brak. Książeczki - a jakże: po angielsku. W końcu niech się polskie dzieci uczą języków...
Wypełniam druk: wzrost - strzelam, że 56, bo z mniejszych ciuszków córka nam już wyrosła. Kolor oczu - taaak. Wiktoria jak większość niemowlaków ma oczy niebieskie. Jakie będą za pół roku? Któż to wie?
Na stoliku do wypełniania wniosku swojski akcent: kolorowa ulotka "4th World Gdańsk Reunion" - po angielsku oczywiście.
Biorę numerek: 019. Jesteśmy przyjęci ok. 10 in. po przybyciu (z takimi strażnikami Teksasu na wejściu trudno o lepszy porządek). Pracownicy Konsulatu siedzą w okienkach za pancernymi szybami niczym najcenniejsze zbiory Luwru.
Trafiła nam się przemiła Pani, która po zainkasowaniu 26 funtów i przyklejeniu niezbyt "wyjściowego" zdjęcia małej Wiktorii (no cóż, niemowlęta są mało skore do współpracy gdy mowa o pozowaniu do zdjęć, zwłaszcza paszportowych) poinformowała nas, że paszport będzie do odbioru za 2 tygodnie (23 kwietnia).
Czyli wszystko zgodnie z naszym planem, choć w fazie teorii wiało grozą :)
Victoria Wiktorio!
Bilety do Polski już kupione: 25.04.
Gdańsku - przybywamy!
Konsulat Generalny RP w Manchester z początkiem roku zmienił siedzibę. Konsul (którego poznałam kilka miesięcy temu) mówił, że będzie wypas. No i jest...wypas.
Biurowiec "Manchester One" przy Portland Street. Przed budynkiem dumnie powiewa polska flaga. Osobne wejście do Konsulatu. Przed nim słychać sakramentalne polskie "kurwa". Czyli - trafiliśmy.
Przy wejściu stoi dwóch rosłych (a jak!) panów. Obaj w tanich garniturach, z ogolonymi głowami, skórą na karku przypominającą fałdy rasowego mastifa neapolitańskiego. Na nogach czarne, wydeptane 'adki'. Choć przyznaję: pełna kultura.
Podajemy druk z terminem umówienia (tak, tak, dziś w konsulacie umawiamy się przez e-konsulat, choć wniosek paszportowy jest nie do ściągnięcia przez Internet i trzeba po niego przyjść osobiście...). Jest godzina 12.10. My w pełnym składzie. Nawet Wiki w "galowym" stroju.
Jeden z szanownych "bodygardów" informuje nas, że jesteśmy za wcześnie (wizyta umówiona na... 12.48 (!)), i że możemy pójść sobie na kawkę gdziekolwiek bądź i wrócić. Udaje nam się jednak przekonać, że miesięczna Wiktoria kawy nie pija. Zostajemy wpuszczeni w ramach wyjątku. (Dziękujemy!)
W środku mała Polska. W sumie miłe odczucia. Jest nawet pokój do zabaw dla dzieci.
A właśnie! W tym pokoju niegdyś były kredki, o czym świadczą dziecięce graffiti na śnieżno-białych ścianach. Graffiti niedokończone. Kredek brak. Książeczki - a jakże: po angielsku. W końcu niech się polskie dzieci uczą języków...
Wypełniam druk: wzrost - strzelam, że 56, bo z mniejszych ciuszków córka nam już wyrosła. Kolor oczu - taaak. Wiktoria jak większość niemowlaków ma oczy niebieskie. Jakie będą za pół roku? Któż to wie?
Na stoliku do wypełniania wniosku swojski akcent: kolorowa ulotka "4th World Gdańsk Reunion" - po angielsku oczywiście.
Biorę numerek: 019. Jesteśmy przyjęci ok. 10 in. po przybyciu (z takimi strażnikami Teksasu na wejściu trudno o lepszy porządek). Pracownicy Konsulatu siedzą w okienkach za pancernymi szybami niczym najcenniejsze zbiory Luwru.
Trafiła nam się przemiła Pani, która po zainkasowaniu 26 funtów i przyklejeniu niezbyt "wyjściowego" zdjęcia małej Wiktorii (no cóż, niemowlęta są mało skore do współpracy gdy mowa o pozowaniu do zdjęć, zwłaszcza paszportowych) poinformowała nas, że paszport będzie do odbioru za 2 tygodnie (23 kwietnia).
Czyli wszystko zgodnie z naszym planem, choć w fazie teorii wiało grozą :)
Victoria Wiktorio!
Bilety do Polski już kupione: 25.04.
Gdańsku - przybywamy!